O sobie myśleli później. Wiedzieli, że dali z siebie wszystko, by ocalić Polskę z niewoli. Swoim życiem, ale i śmiercią pokazali, co to znaczy być prawdziwym przyjacielem. Konsekwencja, nieustępliwość, zdyscyplinowanie to cechy, którymi odznaczali się bohaterowie "Kamieni na szaniec".
Ostatnia aktualizacja: 02.03.2014 12:00. Choć premiera "Kamieni na szaniec" w reżyserii Roberta Glińskiego jeszcze się nie odbyła, aktorka Magdalena Koleśnik, odgrywająca rolę Moni
Dopiero z Kamieni na szaniec, które dotarły do mnie, kiedy byłem już w partyzantce AK na Lubelszczyźnie, dowiedziałem się, komu zawdzięczam życie i kogo dźwigałem na noszach… Mówi Matula. Przerywając. Bo choć minęło tyle lat, dla matczynego serca nie ma przedawnienia: — Przyszli po mnie wieczorem.
Chętnie uczęszczali na zajęcia lekcyjne i mieli pełno chęci do zdobywania wiedzy. Przyjaciół także drogo sobie cenili. Proponowali swą pomoc i byli gotów na poświecenie. W dzisiejszych czasach jest całkiem inaczej. Młodzież nie szanuje swoich rodziców z różnych przyczyn, większość chodzi do szkoły wyłącznie, dlatego że musi.
Alek, razem z Rudym i Zośką są głównymi bohaterami powieści „Kamienie na szaniec” A. Kamińskiego. Nazywał się Aleksy Dawidowski. Urodził się 3 listopada 1920r., zmarł 30 marca 1943r. na skutek ran odniesionych w akcji pod Arsenałem. Był podharcmistrzem i członkiem podziemnej organizacji Wawer. Jego ojciec, Aleksy, był dyrektorem fabryki, a matka Janina została aresztowana
Z tego fragmentu możemy wywnioskować, że mimo wielu docenianych przez dowództwo dokonań Alek był bardzo skromny. Nie lubił, gdy ktoś nazywał go bohaterem. To, co robił, uważał za swoją powinność. Alek to również przykład wspaniałego, oddanego przyjaciela, na którym można było polegać, w każdej sytuacji.
cr9GWQ. Zośka, Rudy i Alek – bohaterowie książki “Kamienie na szaniec”Zośka, Rudy i Alek to chyba najbardziej znane pseudonimy czasów II Wojny Światowej. Na cześć Tadeusza Zawadzkiego, zaraz po jego śmierci batalion harcerski nazwano właśnie “Zośka”. Oprowadzając po Warszawie śladami lektury “Kamienie na szaniec” nie zawsze jest sposobność, aby bliżej przyjrzeć się sytuacji rodzinnej Bohaterów książki. Dom kształtuje osobowość człowieka, rodzice są wzorem i przykładem, rodzeństwo uczy współpracy i współżycia z innymi. Zośka, Rudy i Alek byli zwykłymi chłopcami, z marzeniami, zainteresowaniami, swoimi wadami i zaletami. Chcemy tutaj króciutko przybliżyć każdego z Rudy i AlekZdjęcie ze strony: Zawadzki – swój pseudonim otrzymał w szkole, gdy 1 IX 1931 roku stawił się na pierwszych lekcjach: “szczególną uwagę zwracał średniego wzrostu chłopiec o miłej buzi i rozsądnych oczach, lecz uczesany na lalkę, z grzywką i tak jakoś bardzo cherubiańsko – Ale Zośka! – wyrwał się któryś”Mieszkał przy ul. Koszykowej 75 w mieszkaniu profesorskim przy Politechnice był bardzo zżyty ze swoją matką Leoną, która była nauczycielką historii i geografii. Do 1919 r. prowadziła szkołę na pl. Trzech Krzyży w Warszawie. To ona przed II Wojną Światową prowadziła dział kształcenia nauczycieli w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w Alejach Szucha – tak, tak w tym samym budynku, który później siał postrach jako główna siedziba Gestapo. Pani Leona była najbliższą przyjaciółką Zośki, któremu na chrzcie dała – “Kościuszkowskie miano”. Niestety, gdy Tadeusz miał 17 lat – w XII 1938 r. jego mama miała wylew krwi do mózgu i w roku 40 – Józef Zawadzki był bardzo oddanym rodzinie profesorem. Doktorat obronił na Uniwersytecie Jagiellońskim z filozofii, również interesował się przemysłem chemicznym. W okresie międzywojennym angażuje się w tworzenie Politechniki Warszawskiej, której później był Rektorem. Dzięki niemu powstaje np. Pawilon Technologii Chemicznej. Był Dziekanem Wydziału Chemicznego, a po wojnie jednym z twórców jego odbudowy. Po dzień dzisiejszy jedno z audytoriów PW nosi jego imię prof. Józefa Zawadzkiego. Był jednym z współzałożycieli Polskiego Towarzystwa Chemicznego. Zmarł w 1951 miał 2 lata starszą siostrę Annę – w domu nazywaną Hanką, która również poświęciła się harcerstwu. Między innymi była wiceprzewodniczącą ZHP, a także napisała kilka książek poświęconych harcerstwu. Zmarła w 2004 roku mając 85 Bytnar – w szkole był przezywany przez kolegów, nazywano go Rudym, albo Rudą Piegżą, ponieważ miał piegowatą twarz. Czasami nazywano go Papuasem, bo miał bardzo bujne i jasne w Alejach Niepodległości bardzo zdolny i utalentowany, geniusz matematyczny, prymus szkoły. Na co dzień ciekawski – w dzieciństwie dużo pytał, co denerwowało nauczycieli i nawet był zmuszony zmienić szkołę, choć pedantyczny – nawet szuflady w biurku miał poprzedzielane przegródkami na sektory, aby wszystko było na swoim Janka – Pani Zdzisława była wspaniałym pedagogiem, kierowała szkołą specjalną nr 6 przy ul. Ząbkowskiej. Podczas wojny była bardzo zaangażowana w tajne nauczanie oraz prowadzenie Harcerskiej Poczty Polowej. To Ją po wojnie nazywano “Matulą Polskich Harcerzy”, którym się bezmiernie poświęciła. Po zakończeniu wojny pracowała jako wizytator Wydziału Szkół Specjalnych Ministerstwa. Szukała ośrodków na domy dziecka, walczyła o budynki na szkoły i przysposabiała sieroty do adopcji. Umiera mając 93 lata w 1994 Janka – Pan Stanisław w wieku 15 lat wałczył w oddziałach Lisa-Kuli pod Rzeszowem, skąd trafił do Legionów. Leopold Lis-Kula jest jednym z bohaterów książki “Kamienie na szaniec” Karola Koźmińskiego wydanej w 1937 r. jednej z ulubionych lektur Rudego. Był inwalidą I Wojny Światowej – został ledwo odratowany po ranach odniesionych w bitwie pod Krzywopłotami w 1914 roku. Po I wojnie również zaangażowany był w edukację dzieci i młodzieży niepełnosprawnej. Był kierownikiem 1 Szkoły Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Aresztowany wraz z synem, zostaje wywieziony do obozu Auschwitz-Birkenau, gdzie spędza ok. 2 lat. Umiera podczas ewakuacji obozu gdzieś w Niemczech w 1945 r na rękach jednego z harcerzy, którym się opiekował w – siostra Jana również była żołnierzem Armii Krajowej i Szarych Szeregów, działała jako łączniczka. Na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej uzyskała tytuł magistra inżyniera – architekta i od 1945 do emerytury pracowała w Biurze Odbudowy Stolicy. Zmarła w 2008 roku mając 84 lata. AlekMaciej Aleksy Dawidowski – drugie imię otrzymał po ojcu Aleksym, stąd też jego pseudonimMieszkał przy ul. Mickiewicza ciekawostek z życia Macieja warto wspomnieć, że był bardzo wysoki i szczupły, stąd koledzy nazywali go Glizdą. Ciągle się uśmiechał, zapamiętany został jako bezgranicznie dobry i uczynny – chodzący uśmiech. Doskonale tańczył, był wysportowany, jego pasją były góry, narty i wędrówki, natomiast (mniej sportowo) kolekcjonował nakrycia głowy 🙂Jego Mama Pani Janina była z wykształcenia chemiczką, a studiowała w Kijowie. Niestety niewiele jest informacji na temat Jej życia. Nie pracowała, zajmowała się domem, dorabiała szyciem. Gdy Niemcy przyszli aresztować Alka, nie znaleźli go więc, zabrali Panią Janinę. Alek nie mógł sobie wybaczyć, że przez niego została aresztowana, z poczuciem winy umierał. Zachowały się grypsy, które od 42 roku przesyłała najpierw z Pawiaka, później z obozu na Majdanku, oraz z Ravensbruck. Przeżyła wojnę i przez Szwecję wróciła do Polski. W trakcie wojny nie wiedziała, że Alek Alka – Aleksy z wykształcenia był inżynierem. Przed wojną pracował jako Dyrektor Warszawskiej Fabryki Karabinów na Woli, gdzie swoim pracownikom stworzył doskonałe warunki pracy. Gorliwy patriota, odmówił współpracy z Niemcami przy produkcji broni w 39′. Gdy Niemcy przejęli fabrykę wolał przejść na emeryturę. Przeprowadzając się z mieszkania służbowego został aresztowany w i XI 39′ Maria – nazywana Marylą podobnie jak brat związała się z harcerstwem i była sanitariuszką batalionu Zośka. Na chwilę przed wybuchem Powstania Warszawskiego wyjechała z Warszawy na Kielecczyznę, skąd nie mogła już powrócić do walczącej stolicy. Po wojnie związała się z pracą pedagogiczną i kształciła kadry pielęgniarstwa. Dożywając sędziwego wieku 85 lat umiera w 2007 roku .Polecamy również artykuł, który ukazał się w Podkowiańskim Magazynie Kulturalnym – wywiad z Marylą Dawidowską – linkPrzygotowując artykuł Zośka, Rudy i Alek korzystałam przede wszystkim z książki p. Barbary Wachowicz “Rudy, Alek, Zośka” z cyklu Wierna Rzeka ArabasZOBACZ RÓWNIEŻ:Warszawa śladami lektury Kamienie na szaniecCmentarz Powązki WojskoweMuzeum Więzienia PawiakMauzoleum w Alejach SzuchaPowstanie Warszawskie – spacer z przewodnikiem
Wycieczka szlakiem bohaterów lektury „Kamienie na Szaniec” „Kamienie na Szaniec” to książka – legenda. To historia młodych ludzi, brutalnie rzuconych w wir wojny, których bohaterskie czyny poznają kolejne pokolenia młodzieży od roku 1943, kiedy ukazało się pierwsze wydanie książki. Wycieczka śladami bohaterów lektury „Kamienie na Szaniec”, czyli Zośki, Rudego i Alka, przybliży uczestnikom miejsca, wydarzenia i postacie opisane przez Aleksandra Kamińskiego, jak również pozwoli poznać historię okupowanej Warszawy i jej mieszkańców. Na trasie zwiedzania z przewodniem zobaczymy miejsca związane z akcjami Małego Sabotażu: Plac Unii Lubelskiej – słynna namalowana przez Rudego kotwica na Pomniku Lotnika, Krakowskie Przedmieście – najgłośniejsza akcja Małego Sabotażu, czyli usunięcie niemieckiej tablicy z pomnika Mikołaja Kopernika, Ulica Podwale – opisany w książce pomnik Jana Klińskiego. Plac Marszałka Piłsudskiego, Ogród Saski, Plac Małachowskiego – zerwanie hitlerowskich flag z Gmachu „Zachęty”. Przypomnimy sobie plan i przebieg Akcji Pod Arsenałem, czyli brawurowej akcji odbicia z niemieckiego transportu więźniów z Pawiaka, w tym Janka Bytnara „Rudego”. Zwiedzimy Muzea: Mauzoleum Walki i Męczeństwa przy Alei Szucha, dawna siedziba Gestapo, gdzie przesłuchiwany był Jan Bytnar „Rudy”. Muzeum Więzienia Pawiak, gdzie przetrzymywano Rudego, w Muzeum można zobaczyć pierwsze wydanie „Kamieni na szaniec”. Poznamy miejsce nauki naszych bohaterów: Liceum im. Stefana Batorego, do której uczęszczali bohaterowie książki „Kamienie na szaniec” (na życzenie zwiedzanie Muzeum Szkolnego). Uwaga! Dyrekcja szkoły zawiesiła możliwość zwiedzania obiektu do odwołania. Odwiedzimy miejsca pamięci: Cmentarz Powązki Wojskowe, miejsce wiecznego spoczynku Zośki, Alka i Rudego oraz autora książki Aleksandra Kamińskiego. Na życzenie klienta proponujemy dodatkowo karty pracy dla uczestników zwiedzania. ✔ Czas trwania: ok. 5 godzin ✔ Zamówienie usługi tel. 697 949 726 ✔ E-mail @ Zapraszamy serdecznie do rezerwacji. Chętnie odpowiemy na Państwa pytania. Uwaga! Przyjmujemy rezerwacje na zwiedzanie od grup zorganizowanych i osób indywidualnych. Nie praktykujemy „przyłączania się” pojedyńczych osób do grupy. Nie sprzedajemy biletów na zwiedzanie. Muzeum Więzienia Pawiak Muzeum Więzienia Pawiak Pawiak to dawne więzienie śledcze powstałe jeszcze za czasów carskich. W latach 1939-1944 było jednym z głównych więzień Gestapo. Na Pawiaku osadzano osoby zatrzymane w łapankach, członków ruchu oporu i więźniów politycznych. Pawiak był miejscem masowych zbrodni - ogółem rozstrzelano tutaj około 37 tysięcy więźniów, a około 60 tysięcy wysłano stąd do obozów koncentracyjnych i na przymusowe roboty. Zobaczymy tu, zrekonstruowany niemal w całości korytarz więzienny oddziału VII oraz wiernie odtworzone cele, min. cela kwarantanny i cela śmierci. Uzupełnienie wystawy stanowi duży wybór ikonografii, prasy, wydawnictw konspiracyjnych, dokumentów, plakatów, obwieszczeń władz okupacyjnych, map i szkiców oraz powstałych w więzieniu pamiątek, wierszy i rysunków. Przed Muzeum ustawiono pomnik Drzewa Pawiackiego - kopię słynnego wiązu, na którym rodziny ofiar od 1945 roku umieszczały tabliczki epitafijne. Aleja Szucha - Mauzoleum Walki i Męczeństwa Mauzoleum - miejsce pamięci narodowej mieści się w podziemiach obecnego budynku Ministerstwa Edukacji Narodowej. W okresie okupacji w latach 1939-1944 była tu siedziba niemieckiej policji politycznej - gestapo. W podziemiach budynku znajdowało się więzienie śledcze, gdzie torturowano zatrzymanych, a podczas powstania dokonywano masowych egzekucji Polaków. Po zakończeniu wojny byli więźniowie i mieszkańcy Warszawy traktowali to miejsce jak cmentarz - paląc tu znicze i składając kwiaty. Zobaczyć tu można cele zbiorowe, zwane potocznie "tramwajami", korytarze, cele, izolatki oraz pokój dyżurnego gestapowca. Największe wrażenie robią tu ściany, framugi okien czy podłogi - pokryte oryginalnymi napisami i tekstami wykonanymi przez katowanych tam ludzi. Podobne wycieczki: Spacery po Cmentarzach Warszawy Wycieczka Szlakiem Powstania Warszawskiego Śladami powstańca szczęściarza Śladami Krzysztofa Kamila Baczyńskiego
Kamienie na szaniec – charakterystyka Zośki, Alka i Rudego – Aleksander Kamiński Zośka, to pseudonim Tadeusza Zawadzkiego, harcmistrza, drużynowego. Urodził się 24. stycznia 1921 r., poległ 20 sierpnia 1943 r. pod Sieczychami. Był pierwszym komendantem na terenie stolicy, podporucznikiem. Jego imieniem został nazwany batalion grup szturmowych. Chłopiec ten miał dziewczęcą urodę, delikatną cerę, regularne rysy, jasnoniebieskie oczy i złociste oczy. Uśmiech jego, zupełnie dziewczęcy, przejawiał pewien rodzaj nieśmiałości. Zośka posiadał wyjątkowe zdolności, był inteligentny i ambitny. Lubił samotność, był wrażliwy i wyrozumiały. Czuł się odpowiedzialny za swoje decyzje. Posiadał szerokie zainteresowania. To urodzony przywódca. Posiadał głęboki stosunek do ludzi, nigdy nie wydawał pochopnych decyzji. Imponuje nam zdolnościami organizatorskimi, mądrością i sprytem. Strony: 1 2
„Kamieni na szaniec” ciąg dalszy! Tym razem zapraszamy do przeczytania wywiadów, z tą drugą – żeńską połówką filmu, czyli Magdaleną Koleśnik (Monią) oraz Sandrą Staniszewską (Halą). Magdalena Koleśnik – Monia Wcieliłaś się w „Kamieniach na szaniec” w postać Moni… Zgadza się. Ten film opiera się jednak bardziej na chłopakach, niż na kobietach. Jest o ich męskim szaro-szeregowym świecie. Wydaje mi się , że w tym prawdziwym świecie, kobiety jednak odgrywały bardzo ważną rolę. Nie czuję się pominięta, nie czuję mniejszej roli z racji tego, że nie jestem główną osią wydarzeń. Zawsze miałam poczucie, że Monia jest bardzo potrzebna Rudemu, że przynosi mu słońce. Tak jak za oknem są wybuchy, umierają ludzie, tak Monia jest taką oazą. Faktem jest, że Monia to dziewczyna – wulkan, ale Rudemu jest przy niej dobrze. Czyli Twoja postać jest po to, aby wspierać Rudego? Tak myślę. Można walczyć zbrojnie , można walczyć też wspierając drugą osobę – to bardzo waleczne zadanie. Jak się przygotowywałaś do tej roli? Chyba jako jedyna miałaś najmniej dokumentów i materiałów na temat swojej bohaterki… Tak, rzeczywiście nie ma za wiele dokumentów o Marynie, chociaż jak się dobrze poszuka, to można coś znaleźć. Monia wydawała mi się niezwykle ciekawa, elektryzująca. Była akurat brunetką, ale myślę, że kolor włosów jest tutaj najmniej istotny. Z racji, że nie było tak dużo tych materiałów, mogłam puścić wodze fantazji. Moja postać była świetnie napisana w scenariuszu, więc wystarczyło tylko dodać coś od siebie i ją ożywić. Pokazałaś na ekranie bardzo wiele emocji – płacz, cierpienie… Zastanawiam się, czy był moment, w którym nie grałaś, lecz były prawdziwe łzy i prawdziwy ból? Miałam trochę czasu, od momentu, kiedy dowiedziałam się, że mam do zagrania Monię, żeby zrobić research, zdobyć informacje, przetrawić to. Ja tak buduję rolę, że filtruję materiał, a później filtruję wszystko przez siebie. Nie jestem w stanie tego zakłamać, bo ja to będę wykonywać. Te emocje zawsze są prawdziwe. Produkuje się w głowie okoliczności, posługuje się wyobraźnią. Wtedy człowiek na prawdę jest w stanie przenieść się w tamte realia. Do tego scenografia, charakteryzacja, to jak Rudy był zrobiony, a był totalnie zmasakrowany, to wszystko działało na wyobraźnię i wystarczyło tylko z tego skorzystać. Płakałam, krzyczałam, bo to się naturalnie pojawiało. Ta postać się we mnie zakorzeniła. Ale miłość była już udawana… Ja tę miłość akurat udawałam, ale np. wiele czerpałam z życia prywatnego. Jestem szczęściarą, że dotknęłam miłości, więc oczami wyobraźni może widziałam troszeczkę co innego (śmiech). Jak dostałaś tę rolę? Kończę teraz Krakowską Szkołę Teatralną, jestem na roku dyplomowym i zaczynam chodzić na castingi. Na ten zostałam zaproszona przez panią Małgosię Adamską, która robiła casting i dostałam tę rolę. Miałam do zagrania te ekstremalne sceny – z Halą i Zośką, kiedy go szantażowałam, że musi odbić Rudego. Miałam też scenę z pistoletem, kiedy zdecydowałam, że to ja zabiję tych wszystkich, którzy go katowali. Więc na dzień dobry były to rzeczy ekstremalne. Ale stawka była wysoka, a ja wierzę w to, że kiedy człowiek czuje, że to jest dla niego praca, to zadanie, to daje z siebie wszystko. Ja czułam, że ona czeka na mnie, więc warto było walczyć. To nie był tylko krzyk i darcie łacha (śmiech) Było też wiele przyjemnych emocji. Jak Ci się podoba efekt końcowy „Kamieni…”? Ja na to patrzę trochę jak na laboratorium. Porównuje swoje marzenie, swoje wyobrażenie z tym, co udało mi się uzyskać. Nie jestem obiektywna i nie potrafię powiedzieć, czy mi się podoba czy nie. Patrzę na to bardzo analitycznie, jestem za bardzo emocjonalna. Ciągle myślałam, że tutaj mogłam więcej, a tutaj mniej. Nigdy nie może być mowy o takim pełnym zadowoleniu z siebie na ekranie, ale polubiłam Monię i od momentu, kiedy mnie zafascynowała czytając scenariusz, nadal ją lubię. Zostałyśmy kumpelami (śmiech) Myślisz, że młodzież byłaby w stanie zachować się dziś równie bohatersko, jak bohaterowie „Kamieni…”? Ciężko mi stwierdzić, czy tak czy nie. Ja się urodziłam w ’90 roku, w wolnej Polsce. Nigdy na własnej skórze nie przeżyłam ekstremalnych, wojennych wydarzeń. Ciężko mi powiedzieć co by było. Chcę wierzyć, że zachowalibyśmy się godnie. Wychowujemy się w cieplarnianych warunkach, nie wiem czy nie byłoby tak, że mielibyśmy dwie lewe ręce. A może byśmy się zebrali, byli solidarni, udałoby się nam odzyskać wolność? Mam nadzieję, że się nie dowiemy, czy byśmy podołali czy nie. To, co się dzieje u sąsiadów jest dla mnie totalną abstrakcją i egzotyką. Dopóki nie zapuka to do naszych drzwi, to zawsze będziemy to wypierać. Wojna jest przerażająca… Jakie są Twoje obecne plany? Grałam epizod sanitariuszki Klary w „Mieście 44”, która będzie miała swoją premierę w sierpniu. Oprócz tego robię teraz dyplomy – jestem w trakcie przygotowania „Murzynów”, także zapraszam na mój dyplom do Krakowa. Oprócz tego gram akrobatkę, wnuczkę dyrektora cyrku, w teatrze Ateneum w Warszawie. Sandra Staniszewska – Hala Postać Hali, w którą się wcieliłaś była Twoim debiutem. Jak Ci się oglądało siebie po raz pierwszy na wielkim ekranie? Teraz już dobrze, ale jeszcze przed premierą trochę się stresowałam. Teraz już czuję, że zrobiliśmy z chłopakami kawał dobrej roboty, że mamy świetną pamiątkę.. To jest film młodych ludzi, czyli tak naprawdę nasz film. I to jest super, że nawet jeśli się zadebiutuje jakimś małym epizodem, albo rolą drugoplanową, to jest to jakaś nasza wspólna, fajna praca, która pozostanie Polakom w pamięci na bardzo długo i pozostawi jakiś materiał wychowawczy. Jak Ci się podoba efekt końcowy? Ciężko jest mi go ocenić, bo pierwszy raz go oglądałam i bardzo emocjonalnie do tego podeszłam, ale mogę powiedzieć, że ten film trafia do bardzo różnego grona odbiorców. Podczas emisji miałam przyjemność siedzieć pomiędzy 70-letnią kobietą, a 14-letnią dziewczynką. Wszystkie trzy wyszłyśmy zapłakane z kina i bardzo przeżywałyśmy wszystkie sceny podczas seansu. Często podobnie reagowałyśmy, więc cieszę się, bo od tego zależy, czy dzieło artystyczne ma sens. Trafia ten film do odbiorcy i ewidentnie do każdego pokolenia, więc jestem z tego bardzo zadowolona. Jak się przygotowywałaś do swojej roli? Była ona bardzo emocjonalna… Hala cały czas gdzieś walczyła… Dla mnie najważniejszym punktem było to, żeby nie wystraszyć Zośki. Gdybym była kobietą, która była bardzo emocjonalna, bardzo kochliwa, bardzo zaborcza, to on by się ze mną w życiu nie zadał. Ja byłam na poziomie chłopaków, kiedy byłam twarda, pozwalałam mu chodzić na te akcje, kiedy go wspierałam i towarzyszyłam mu podczas zadań, to wtedy był blisko. Na tym mi zależało, żeby dopuścić do jakiejś kwestii przyjaźni, rozmowy z drugim człowiekiem, na poziomie kumpla, a nie kochanki bądź nieświadomej dziewczyny. To była bardzo świadoma kobieta, lojalna, wyrozumiała, wspierająca i niezwykle wrażliwa. Czy były takie momenty, kiedy te Twoje emocje były prawdziwe, niekoniecznie zagrane? Wszystko było prawdziwe. Jak weszłam w rolę Hali, nie miałam problemu, jeśli chodzi o kwestię prawdy. Bardzo łatwo było to sobie wyobrazić, przez to, że tworzyliśmy wspólnie klimat tego filmu. Na planie była odpowiednia muzyka, scenografia i reżyser, który bardzo fajnie się odnosił do tamtych czasów i jeżeli chodzi o kwestię prawdy, to nie czuliśmy żadnych zakłamań. Były trudne emocje do wydobycia… Bardzo to widać, że są prawdziwe… My tego nie odgrywaliśmy. Te emocje się działy. Miałam scenę, kiedy mój chłopak chciał popełnić samobójstwo. Weszłam do łazienki, gdzie siedział z pistoletem… Jeżeli spotyka Cię coś takiego naprawdę, to jest to niezwykle emocjonalny moment w życiu. Nie jesteś w stanie sobie tych emocji wyobrazić. One po prostu się wydarzały, tam nie było nic reżyserowane. Nie było tak, że reżyser mówił, że tam mam płakać. Nie – po prostu miałam reagować, tak jak Hala by zareagowała w tym momencie… Jaka jest rola kobiet w tym filmie? Bardzo duża. W książce jest skupiona na chłopakach. Jeżeli by popatrzeć szerzej, mówi się o „Powstańcach”, a nie „Powstankach”. To jest kojarzone z rodzajem męskim, co jest interesujące, bo kobiety miały bardzo duży udział w Powstaniu. To one przekazują tę historię dalej, to one tak naprawdę w tym momencie, we wszystkich wspomnieniach opowiadają tę historię. Cudowne jest to, że żadna nie przedstawia siebie w roli bohaterki, tylko swoją koleżankę. To jest bardzo interesujące że one były na tyle skromne, na tyle szczęśliwe, że przeżyły, na tyle wspierały się na wzajemnie, że niosą tę historię. Pomagały organizować chłopakom akcje, przekazywały informacje, dbały o ich mundury, przyszywały im guziki, gotowały im obiady. Kamuflowały tajne akcje swym wyglądem. W momencie przygotowywania się do filmu, znalazłyśmy z Magdą (filmową Monią), bardzo dużo inspiracji, kim były te kobiety. Film niestety trwa ile trwa, a reżyser zrobił ten film o mężczyznach, a kobiety były po to, by ich wspierać, były przy nich cały czas. Jak Ci się współpracowało z całą ekipą? Bardzo dobrze, bardzo się zżyliśmy na planie. Jesteśmy w podobnym wieku, przyjaźnimy się. Mówimy do siebie pseudonimami z filmu, więc to też gdzieś zapadło w naszych sercach. Z reżyserem i operatorem też była świetna atmosfera, to samo z całą ekipą techniczną. Na prawdę, nie było ani jednej sytuacji, z której mogłabym być dzisiaj niezadowolona albo mogłabym mieć o coś żal. Wszystko było bardzo profesjonalne. W okresie kręcenia filmu, nie raz musiałaś z planu jechać prosto na uczelnię i na odwrót. Jak Ci się udawało „wyjść” z tej roli? Siedziała ta postać cały czas w mojej głowie… Gorzej było z moim ciałem, musiałam je później rozedrgać. Często przed jakąś sceną krzyczałam, albo prowadziłam monologi wewnętrzne, żeby uruchomić ciało na zasadzie jakiejś kwestii niebezpieczeństwa, czy krótkiego spięcia. Teraz już chyba wyszłaś z roli Hali? Wczoraj się to we mnie obudziło, bo obejrzałam film i mi się wszystko przypomniało. Ukłuło mnie to jeszcze i myślę, że dziś też będę jeszcze „nosić Halę ze sobą”. Ta Hala będzie jeszcze ze mną, ale na pewno to nie jestem ja, więc czas też ponownie wrócić do Sandry, która jest zupełnie inna od mojej bohaterki. Ale bardzo się cieszę, że miałam przyjemność zapoznania się z taką postacią i zaprzyjaźnienia się z nią wewnętrznie.
Pokolenie, któremu wojna przerwała możliwość zwyczajnego dorastania, spełniania własnych marzeń, wchodzenia powoli w dorosłość. Pokolenie, które zamiast tego zostało postawione przed dylematami, o których współcześni niewiele wiedzą. W końcu pokolenie, które w danym miejscu i "Kamienie na szaniec" / fot. Paweł Edelman Pokolenie, któremu wojna przerwała możliwość zwyczajnego dorastania, spełniania własnych marzeń, wchodzenia powoli w dorosłość. Pokolenie, które zamiast tego zostało postawione przed dylematami, o których współcześni niewiele wiedzą. W końcu pokolenie, które w danym miejscu i czasie potrafiło oddawać swoje życie jak kamienie rzucane przez Boga na szaniec. „Kamienie na szaniec” / fot. Paweł Edelman 7 marca odbyła się premiera najnowszego filmu Roberta Glińskiego „Kamienie na szaniec”. Na przedpremierowym pokazie w krakowskim Kijów Centrum pojawili się odtwórcy głównych ról: Zośka (Marcel Sabat), Rudy (Tomasz Ziętek) i Alek (Kamil Szeptycki). Wydaje się, że film wzbudza najwięcej kontrowersji w związku z książką Aleksandra Kamińskiego „Kamienie na szaniec”. Tomasz Ziętek opowiada w jaki sposób obraz został uwspółcześniony, co pozwala zrozumieć, dlaczego nie jest on wierną kopią utworu Kamińskiego: W moim wypadku to jest jak gdyby sięgniecie do dokumentacji, bo jest to odwołanie do historii, a zerwanie bardziej z powieścią. Pojawia się również konfrontacja tworów powieściowych z próbą weryfikacji tych dokumentów, bo jak wiadomo w dużej mierze są to wspomnienia, które też są jakąś formą literacką. Nie zawsze jednak twórcy filmu mieli wystarczającą ilość materiałów. Tak było w przypadku postaci Moni, dziewczyny Rudego. Jest mało zachowanych dokumentów o prawdziwej Moni, Marynie Trzcińskiej. Co było tudnością, ale również wolnością, dlatego, że mogliśmy sami stworzyć model kobiety, która towarzyszy swojemu chłopakowi, który walczy w konspiracji, która go wspiera, która go podburza i inspiruje. Mogliśmy puścić wodzę wyobraźni i stworzyć taką kobietę jaką teraz wyobrażamy sobie, że wtedy żyła -opowiada odtwórczyni roli Magdalena Koleśnik. Warto dlatego spojrzeć na film w oderwaniu od powieści, która nie jest wierną dokumentacją zaistniałych wydarzeń. Film Roberta Glińskiego ukazuje przede wszystkim młodych ludzi, którzy w obliczu wojny muszą podejmować trudne decyzje. Większość z nich ma podejście pacyfistyczne i dopiero w obliczu realnego zagrożenia padają pierwsze strzały. Niezwykła przyjaźń i oddanie stawiają pytania przed młodym widzem czy istnieją jeszcze wartości, dla których warto ryzykować własnym życiem. Tak jest w przypadku scen przesłuchania Rudego, które nie tylko obrazują naturalistyczne tortury fizyczne, ale próbę złamania jego psychiki. Tomasz Ziętek tak mówi o swojej roli: W moim przypadku wydawało mi się, że ta rola nie pozostawiła na mnie dużego śladu, ale okazało się, że się myliłem. Kiedy realizowaliśmy postsynchrony sceny, gdzie Rudy jedzie z Zośką w samochodzie, odczułem ciężar psychiczny jakbym znowu założył tą samą niewygodną czapkę. „Kamienie na szaniec” / fot. Paweł Edelman Czy warto zobaczyć Kamienie na szaniec Roberta Glińskiego? Według Marcela Sabata tak – Przede wszystkim dlatego, żeby dostrzec ideały i wartości jakie kiedyś mieli ludzie. My żyjemy w trochę innych czasach. Ja nie mówię, że my tych wartości i ideałów nie mamy. Tylko, że żyjemy w innych czasach i ich nie dostrzegamy. Warto też wrócić do pewnych kart zapisanych w naszej historii i pomyśleć chociażby nich, bo to było genialne pokolenie, o którym warto pamiętać. Tomasz Ziętek uważa, że film jest ważny szczególnie dla młodego pokolenia: Sama w sobie książka jest niezwykle ważna. W literaturze polskiej nie ma wielu młodych bohaterów, jeżeli wracamy do przetworzenia powieści. To jest ważne, że pokazuje się młodych ludzi, ich dojrzewanie, cały przekaz adresowany jest do ich równolatków, którzy wchodzą w dorosłość mniej gwałtownie niż oni. Ja osobiście uważam, że po wielu kontrowersjach jakie film wzbudził w mediach i wśród polityków warto wybrać się do kina, by mieć własny pogląd na sprawę. Filmy historyczne zawsze mają zalętę, której im nikt nie odbierze, a jest nią dyskusja, która prowokuje do kolejnych pytań i próby poszukiwania na odpowiedzi. Klaudia Miłkowska
wywiad z zośką bohaterem kamieni na szaniec